Chciałabym oficjalnie powitać Was na moim blogu – czyli w świecie, gdzie piękno i sztuka rządzi się własnymi prawami.

Im dłużej zajmuję się makijażem, tym więcej czasu poświęcam na przemyślenia nie tylko na temat technicznej strony tego zawodu, ale i jak jest on ogólnie postrzegany. Po polsku mówi się „wizażystka” lub „makijażystka”. Jednak żadna z tych nazw nigdy całkowicie nie przypadła mi do gustu. Za to lubię zwrot „make-up artist”, ponieważ jest w nim wiele prawdy i najlepiej odzwierciedla to, czym jest ten zawód.

Makijaż jest sztuką w wielu wymiarach. Przede wszystkim potrafi zmieniać rzeczywistość. Czasem wystarczy odrobina tuszu do rzęs, albo soczyście czerwona pomadka, aby z nieśmiałej dziewczyny zrobić pewną siebie kobietę. Co więcej, dzięki niemu możemy tworzyć sztukę. Jej piękno tkwi w ulotności, bo makijaż nigdy nie będzie niczym stałym – w kilka chwil można go zmyć i nie pozostanie po nim żaden ślad. Jest to niezwykle inspirujące, ponieważ malując, często podążam za impulsem, odrobiną natchnienia, które akurat popchnęło mnie w tę, a nie inną stronę.

A skoro o inspiracji mowa… Kocham piękno, szukam go wszędzie i znajduję tam, gdzie innym nie śniłoby się szukać. Uwielbiam obserwować ludzi, sposób w jaki się poruszają, ubierają, to oni dostarczają mi największej inspiracji.

Uważam, że wiele osób do makijażu podchodzi zbyt podręcznikowo, podążając wyznaczonymi ścieżkami („mam niebieskie oczy, jakiego cienia powinnam używać?”). Prawda jest taka, że na świecie jest tyle osób, że nie sposób zakwalifikować ich do kilku kategorii. Każdy jest inny i każdy zasługuje na to, żeby podejść do niego indywidualnie.

Zapraszam Was zatem do mojego świata, gdzie pokażę Wam jak powstaje piękno od kuchni.